Przypomnijmy. Pożar wybuchł w lokalu na parterze wielorodzinnego budynku przy ul. Przemysłowej. W mieszkaniu przebywała wtedy trójka dzieci w wieku 4,7 i 8 lat pod opieką 62 – letniego dziadka. Mężczyźnie udało się opuścić lokal, niestety maluchy zginęły. Matki dzieci w momencie wybuchu pożaru nie było w domu, pojawiła się w trakcie akcji gaśniczej. Zarówno ona jak i dziadek dzieci byli trzeźwi.
Prokuratura Rejonowa w Jeleniej Górze wszczęła śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania pożaru. Przyczyny wybuchu ognia ma ustalić biegły z zakresu pożarnictwa. Najprawdopodobniej powstał on od pozostawionej na noc świeczki lub iskry z pieca, który znajdował się w kuchni mieszkania. Zaledwie kilka dni przed tragedią w lokalu został odłączony.
Jedną z kwestii badanych w trakcie postępowania prokuratorskiego jest to, czy upoważnione do tego organy w sposób prawidłowy kontrolowały, czy nad dziećmi sprawowana była właściwa opieka ze strony rodziny. Jak dowiedzieliśmy się w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej w Piechowicach matka dzieci, która wychowywała je sama, nie korzystała z żadnych form pomocy materialnej świadczonych za pośrednictwem tej instytucji. Jednak pracownik socjalny był w jej mieszkaniu dość częstym gościem. Najczęściej po informacjach ze szkoły, gdyż starsze dzieci, które chodziły do II i III klasy miały duże problemy z realizacją obowiązku szkolnego. Ostatni raz pracownica MOPS – u próbowała nawiązać kontakt z kobietą dzień przed pożarem, jednak nie została wpuszczona do lokalu. Po sygnałach z MOPS – u sytuacją tej rodziny zajmował się sąd rodzinny i matce groziło odebranie opieki nad dziećmi. Rodzina miała też przydzielonego kuratora.
- To nie była rodzina patologiczna, lecz z pewnością matka była niewydolna wychowawczo – mówi pracownik socjalny z MOPS Piechowice Jolanta Javurek. -Kobieta, której absolutnie nie osądzam, nie radziła sobie z problemami życia codziennego. Wielokrotnie próbowaliśmy jej pomóc, jednak nie zawsze chciała z tej pomocy skorzystać. Na pytania z czego się utrzymuje, najczęściej odpowiadała: radzę sobie. Na pewno pomiędzy dziećmi a nią była bardzo silna wieź emocjonalna. Jeśli już były w szkole, to były czyste i zadbane – podkreśla pracownica MOPS-u.
Ostatnie dni w Piechowicach to czas wyciszenia i żałoby, bo chyba nikt nie mógł przejść obojętnie wobec śmierci trojga małych dzieci. Także tej żałoby ,ogłoszonej oficjalnie przez burmistrza miasta w dniach 3 – 5 grudnia. W tym czasie flaga na magistracie była przybrana kirem. Jak zapewnia burmistrz Piechowic Witold Rudolf , rodzina tragicznie zmarłych dzieci została otoczona wszechstronną opieką. - Jesteśmy w kontakcie z dziadkiem i staramy się na bieżąco reagować na zgłaszane przez niego potrzeby – mówi W. Rudolf. Matka dzieci, która obecnie przebywa u swojej siostry, korzysta z pomocy psychologicznej.
- W pożarze ucierpiała też rodzina z lokalu piętro wyżej. Nie mogą oni wrócić do swojego mieszkania i przebywają u rodziny. Siłami pracowników spółki „Nasz Dom” zabezpieczyliśmy przed dostępem osób postronnych spalony lokal. Za kilka dni, po zakończeniu czynności prokuratorskich, zostanie przeprowadzona ekspertyza, która odpowie na pytanie w jakim stanie jest budynek – wyjaśnia burmistrz.
Lokatorzy domu, w którym mieszkały tragicznie zmarłe dzieci są już zmęczeni szumem medialnym jaki towarzyszył w ostatnich dniach całej sprawie. – To straszna tragedia, którą wspólnie przeżywamy, ale nie chcemy już o tym rozmawiać. Życia tym Aniołkom już nic nie wróci mówi jedna z sąsiadek.