Wszystko podczas nietypowego seansu w Dyskusyjnym Klubie Filmowym „Klaps”, który działa przy Jeleniogórskim Centrum Kultury, a na ciekawe filmy zaprasza co wtorek. Gościem dzisiejszego wieczoru był pracujący właśnie w Jeleniej Górze Janusz Zaorski. Reżyseruje on w Teatrze im. Norwida premierowe przedstawienie Rolanda Harwooda „Odbita chwała”, które w stolicy Karkonoszy zostanie wystawione pod tytułem „Jesteśmy braćmi?”.
Zanim jednak nastała możliwość spotkania i porozmawiania z reżyserem – powitanym przez Waldemara Wilka, gospodarza DKF – pokazano na ekranie jego dzieło: film z plejadą aktorów polskich „Baryton”. Obraz powstał w 1984 roku w trudnych, kartkowych latach socjalizmu. Wystąpili w nim Zbigniew Zapasiewicz, Kalina Jędrusik, Aleksander Bardini, Igor Śmiałowski, Piotr Fronczewski, Jan Englert oraz kilka innych znanych postaci polskiej kinematografii. Niestety, wielu z nich już wśród żywych nie ma, ale filmy – w tym ten Janusza Zaorskiego – uwiecznił ich talent na zawsze.
Po seansie o kulisach powstawania filmu opowiedział sam jego reżyser. Kręcił „Baryton”, kiedy na półkach leżał jeden z jego najlepszych obrazów „Matka Królów”, który nie został dopuszczony przez cenzurę PRL do dystrybucji, bo pokazywał ustrój kraju w świetle prawdy. Janusz Zaorski dostał zgodę na nakręcenie kolejnego obrazu pod warunkiem, że nie będzie dotyczył współczesnej polityki. I tak się stało, bo akcja dzieła dzieje się w 1933 roku w bliżej nieokreślonym miejscu w Polsce, a tyczy degrengolady moralnej i finansowej kabotyńskiego śpiewaka operowego.
„Baryton” kręcono na Dworcu Świebodzkim we Wrocławiu, na ulicy Lwowskiej w Warszawie oraz w jednym z sanatoriów w Szczawnie Zdroju. – Film to jedno wielkie oszukaństwo – zacytował J. Zaorski słowa Milosa Formana, które ten ceniony reżyser jeszcze za czasów CSRS przekazał czeskim studentom. – Udajemy latem zimę a zimą lato. I tak jest też w „Barytonie”, gdzie śpiewak przyjeżdża do Wrocławia i przez Warszawę dostaje się do hotelu w Szczawnie – mówił gość wieczoru.
Opowiedział sporo o atmosferze na planie, o autentycznych wnętrzach, jakie znalazł w Szczawnie-Zdroju i o swoich pomysłach, którymi ubarwił film. Snuł też refleksje na temat polskiej kinematografii. Zaorski ma nadzieję, że po latach zapaści, odżyje w kraju kino artystyczne, a to dzięki powstaniu Instytutu Sztuki Filmowej. Podzielił się też z widzami swoimi spostrzeżeniami na temat obecnej kondycji polskiego kina.
– Mnie w szkole filmowej nie nauczyli żebrać – zacytował Filipa Bajona. – A rzeczywiście tak jest, że dziś trzeba wszędzie prosić o pieniądze, bo film wymaga sporych nakładów. Obraz fabularny dziejący się współcześnie kosztuje około czterech milionów złotych – powiedział Janusz Zaorski. Skrytykował też świat producentów, którzy – w wielu przypadkach – traktują to zajęcie jako lokatę kapitału nie mając zielonego pojęcia o tym, jak się kręci filmy. Z rezerwą odniósł się także do spaczonych kręceniem reklam początkujących reżyserów. – Skupiają się bardziej na przedmiocie niż na człowieku. W końcu w reklamie to rzecz jest ważniejsza niż aktor – mówił zaznaczając, że w jego rozumieniu sztuka powinna traktować przede wszystkim o człowieku.
Janusz Zaorski opowiedział też o różnym rytmie pracy w kinie i w teatrze. – Na planie filmowym musimy gonić czas. Dni zdjęciowych jest coraz mniej. Kiedy debiutowałem (w latach 70.) miałem do dyspozycji ponad 60 dni. Teraz jeśli jest ich 40, to i tak dużo – opowiadał. – W filmie musimy – niezależnie od humoru i nastroju aktorów – nakręcić co najmniej trzy minuty materiału. W teatrze mamy więcej możliwości, aby aktor wczuł się w rolę, która ewoluuje wraz z próbami aż do premiery. W filmie jest tak, że premiera jest codziennie – mówił gość DKF.
Janusz Zaorski w ciepłych słowach wyraził się o aktorach jeleniogórskich, z którymi pracuje przy sztuce Harwooda. – Mam nadzieję, że z tej poczwarki wylęgnie się piękny motyl – powiedział obrazowo zapraszając wszystkich na premierę spektaklu, w którym gra siedmiu aktorów, w tym Bogdan Koca, dyrektor Teatru im. Norwida.
Zamiast symbolicznego kwiatka jako podziękowanie za spotkanie Waldemar Wilk wręczył Januszowi Zaorskiemu płytkę z meczem finałowym Mundialu 1966 NRF – Anglia. Reżyser znany jest również jako zapalony kibic futbolu. – Pamiętam, że oglądałem ten mecz w NRD – powiedział. Gość spotkania okazał się bardzo miłym człowiekiem obdarzonym darem gawędziarza, a swoją opowieścią zainteresował żywo publiczność. Ta na pewno przekonała się, że w wtorki wieczorem warto przyjść do DKF.