Pani kariera nabrała w ostatnich latach imponującego tempa. Co miało największe znaczenie w osiągnięciu tego sukcesu?
Agnieszka Rehlis: Na pewno nie tylko moja ciężka i systematyczna praca nad zachowaniem dobrej formy i należytego poziomu. Całe życie bardzo się staram, aby wypaść najlepiej jak tylko potrafię w danym miejscu i momencie, gdzie się znajduję. Ta praca nie ma końca i nie jest gwarantem tego, że kariera nabierze rozmachu. Ja jednak cieszę się, że dostałam nagrodę od życia, która popchnęła moją karierę na odpowiednie tory. Te tory niestety jeszcze do kilku lat wstecz były skutecznie blokowane przez ludzi, którzy wykorzystywali mój czas i potencjał, aby służyć ich celom. Nagroda ta spadła na mnie sama, kiedy pewnego dnia po spektaklu w Teatrze Wielkim w Warszawie zgłosiło się do mnie dwóch przemiłych panów z aktualnie najlepszej na świecie międzynarodowej agencji TACT International Art Management, którzy zaproponowali mi współpracę. Nie od razu było z górki, bo musiałam najpierw zaprezentować się w wielu zagranicznych teatrach operowych, zanim pojawiły się pierwsze kontrakty. Zaczęłam w zasadzie budować swoją karierę od początku i wreszcie pracować w pełni na swoje nazwisko. Z taką agencją, w której aktualnie jestem, wszystko jest możliwe, pootwierały się przede mną nowe, nieosiągalne dotąd sceny i możliwości. Karierę, szczególnie zagraniczną, buduje się latami, natomiast mi przy pełnej opiece artystycznej agencji TACT udało się zrobić w kilka lat nadzwyczajnie wiele. Dziękuję losowi, że tak wspaniali ludzie mogą pracować dla mnie.
Jakie są najmilsze wspomnienia związane z Pani artystycznym rozwojem w Jeleniej Górze?
AR: Te wspomnienia są najpiękniejsze na świecie. Tutaj stawiałam swoje pierwsze kroki muzyczne, tutaj został odkryty mój talent muzyczny i dowiedziałam się, że mój głos jest wart kształcenia [szeroki uśmiech]. Wszystko to stało się za sprawą mojego pierwszego profesora, fantastycznego Franciszka Koscha, któremu zawdzięczam wspaniałe podstawy wokalne, na których bazuję do dzisiaj i które pozwoliły mi przetrwać trudne momenty w moim rozwoju wokalnym do momentu, kiedy poznałam mojego aktualnego Maestro Dariusza Grabowskiego, z którym pracuję już ponad 17 lat. Pan Franciszek Kosch prowadził chór kameralny, w którym zaczęłam śpiewać w wieku 14 lat, później uczył mnie indywidualnie śpiewu solowego. To był wspaniały czas, mnóstwo koncertów w Jeleniej Górze oraz w okolicach i wspaniała, niezapomniana atmosfera.
Gdyby młody muzyk poprosił Panią o kilka rad dotyczących rozwoju artystycznego, jakie one by były?
AR: Na pewno poradziłabym taką zasadę, którą ja sama stosuję, że zawsze warto mieć nad sobą opiekuna w postaci zaufanego belfra, do którego zawsze można się zgłosić z każdym problemem. Nawet jeżeli jesteśmy zawodowymi artystami, to nie oznacza, że wszystko umiemy. Wręcz przeciwnie, uczymy się non stop zmierzając do coraz lepszych wykonań, a zarazem zdajemy sobie ciągle sprawę z tego, ile pracy jest przed nami. Dla mnie jest to niesamowicie budujące i satysfakcjonujące, że zawsze można wypaść artystycznie lepiej i nigdy nie ma końca w dążeniu do jak najlepszego wykonania. Poprawiania jest zawsze bardzo dużo i wiem na swoim przykładzie, że jeżeli przez 3 miesiące nie mam swoich konsultacji wokalnych, to pytań we mnie narasta zawsze bardzo wiele. I tak z konsultacji na konsultację.
Jakie ma Pani plany na przyszłość, oczywiście oprócz recitalu pieśni na festiwalu Silesia Sonans?
AR: Trudno jest mówić, czy wszystkie będą udane w obecnych czasach, pomimo że jest ich bardzo wiele. Z drugiej strony mogę powiedzieć, że jestem z nich bardzo dumna, bo telefon nadal dzwoni i pojawiają się kolejne zapytania i oferty. Aktualnie powinnam wrócić z Sydney Opera House, gdzie miałam wykonywać serię spektakli, śpiewając Amneris w „Aidzie” G. Verdiego oraz Teatro Municipal de Santiago (Chile) gdzie miałam wykonywać rolę Feneny w „Nabucco” również G. Verdiego. Sydney zostało przełożone na kolejny sezon 20/21 i mam w planach wykonać tam Amneris w Aidzie.
Mój kalendarz również obfituje w wiele koncertów w Polsce. Na przykład za chwilę w Filharmonii Warmińsko-Mazurskiej nagrywam dla DUX-a przepiękne oratorium „Powrót Syna Marnotrawnego” F. Nowowiejskiego, które zwieńczy koncert 11 września. Tak się też fantastycznie złożyło, że za chwilę, bo 18 września br. zadebiutuję u naszych sąsiadów w Praque Opera House (Národní divadlo), również w mojej ulubionej roli Amneris w „Aidzie”, gdzie wykonam 5 spektakli. Poza tym z ważniejszych miejsc przede mną Zurich Opera House, debiuty w tak prestiżowych miejscach, jak Théâtre du Capitole de Toulouse, Teatro alla Scala, Teatro Massimo di Palermo, Dutch National Opera, Latvian National Opera, Teatro San Carlo di Napoli, Teatro Real w Madrycie czy Royal Opera House w Londynie i wielu innych.
Jakie są Pani artystyczne marzenia? Czy są partie lub programy muzyczne, które chciałaby Pani jeszcze wykonać?
AR: Tak, mam takich kilka marzeń. Bardzo chciałabym wykonać na scenie operowej rolę Dalili z opery „Samson i Dalila” Camille’a Saint-Saënsa oraz operę „Zamek Sinobrodego” Béli Bartóka w oryginalnej wersji językowej w języku węgierskim, jak dotąd wykonywałam ją tylko w języku polskim. Nie piszę już o marzeniach odnośnie ról operowych, które mogłam przez lata wykonywać, a których mi nie było dane, gdyż ten czas przeminął. Jeśli chodzi o miejsce występu, to marzę, aby wystąpić w Teatrze Bolszoj w Moskwie. Myślę, że to się jeszcze spełni [bardzo szeroki uśmiech].
Podczas swojego recitalu Agnieszka Rehlis wspólnie z pianistą Kamilem Grabowskim wykonają m.in. cykl ""Wesendonck Lieder" Richarda Wagnera, a także pieśni Karola Szymanowskiego i Mieczysława Karłowicza.
Szczegóły programowe: www.silesiasonans.pl