W Karpaczu znajdują się dwie skocznie narciarskie – Orlinek i Karpatka. Pierwsza z nich posiada homologację, co teoretycznie pozwala na przeprowadzania zawodów. Mankamentem w tym przypadku jest płynący potok na zeskoku, ale jak przekonuje burmistrz, przy niewielkich nakładach można temu zaradzić na czas ewentualnych zawodów, które póki co nie są planowane.
Polski Związek Narciarski dosyć mocno broni „tygla”: Wisła – Szczyrk – Zakopane. Większość działaczy jest związanych z tamtym regionem, tam poszły duże inwestycje i potencjał jest większy – tłumaczy Radosław Jęcek, który realnie nie liczy na wsparcie związku, gdyby chciał reaktywować skoki narciarskie w mieście pod Śnieżką.
W trakcie sesji Rady Miasta Karpacza Wiesław Czerniak zwrócił się do burmistrza, aby rozważył możliwość zaadaptowania skoczni Karpatka na punkt widokowy, na co włodarz miasta odpowiedział, że już wcześniej wstrzymał decyzję o rozbiórce i nie wyklucza takiego rozwiązania. - Dzisiaj skocznia ma ewidentną ekspertyzę, która wskazuje, że nadaje się ona do rozbiórki. Natomiast zakładając, że udałoby się nam pozyskać środki na punkty widokowe – można zastanowić się, czy do pieniędzy planowanych na rozbiórkę nie dołożyć jeszcze paru złotych i przygotować ją w taki sposób, który pozwoli na bezpieczne wejście, popatrzenie i zejście – powiedział Radosław Jęcek.
Co stanie się ze skocznią o punkcie konstrukcyjnym K35? Póki co jedno jest pewne – w najbliższym czasie nie zniknie z krajobrazu centrum Karpacza i jest szansa, że zamieni się w punkt widokowy. Następcy Małysza, Stocha, Żyły, Kota i wielu innych skoczków raczej w tym miejscu nie będą już nigdy trenować.