Takimi barwnymi ciekawostkami ubarwił swoją ciekawą gawędę Romuald Łuczyński. Nie był to suchy wykład historyka, ale pełna smaczków – ilustrowana mnóstwem fotografii i obrazków - opowieść o ludziach, którzy władali i pracowali w podwałbrzyskiej posiadłości.
- Zamek Książ jest moją pierwszą i prawdziwą miłością!– powiedział Romuald Łuczyński, który w Książnicy Karkonoskiej uraczył gości spotkania autorskiego barwną gawędą o dziejach jednej z największych warowni na Dolnym Śląsku, często odwiedzanej także przez mieszkańców naszego regionu.
- Romualda Łuczyńskiego nie muszę jeleniogórzanom przedstawiać – przywitała gościa Kamila Wilk z Książnicy Karkonoskiej. – Bohater spotkania związany był z Jelenią Górą przez wiele lat. Uczył historii w „Mechaniku”, a także pracował w Grodzkiej Bibliotece Publicznej. Jest redaktorem naczelnym miesięcznika „Sudety”, „chodzącą encyklopedią”, wybitnym znawcą historii regionu, a jego „konik” to zamki i pałace Dolnego Śląska w całym kontekście historycznym, a zwłaszcza pod kątem ludzi, którzy byli z nimi związani.
Łuczyński scharakteryzował członków rodu von Hochberg, w którego władaniu Książ (Fuerstenstein nieprzerwanie pozostawał od 11 czerwca 1509 roku do 30 listopada 1944). Wśród zamkowych włodarzy byli ludzie bardzo światli, którzy wiernie służyli nie tylko majątkowi, lecz także przyczyniali się do rozwoju całego regionu.
Hans Heinrich von Hochberg (zmarł w 1671 roku) odbudował wsie po wojnie trzydziestoletniej. Żyjący w epoce baroku Konrad Ernst Maximilian, solidnie wykształcony, był mecenasem sztuk i twórcą „gabinetu osobliwości”. On także urządził najbardziej wystawne pomieszczenie w Książu zwane Salą Maximiliańską. Hans Heinrich XI z kolei rozbudował przemysł i był twórcą wielu inwestycji – jak by się to dziś powiedziało – proekologicznych.
– Był także Wielkim Łowczym Cesarstwa, świetnym gospodarzem lasu i skutecznym myśliwym – mówił R. Łuczyński. Przed śmiercią (1907) wystawiono Hansowi Heinrichowi obelisk upamiętniający ustrzelenie 50 tysięcy sztuk zwierzyny w czasie jego 19-letniego zarządzania zamkiem.
Wśród Hochbergów byli też utracjusze, a zwłaszcza ostatni przedwojenny władca zamku Hans Heinrich XV (żonaty i później rozwiedziony z legendarną pięknością, księżniczką Daisy). Prowadził tryb życia bon-vivanta i roztrwonił potężną fortunę żyjąc ponad stan. Kiedy dochód skromnego urzędnika wynosił 40 funtów rocznie (utrzymywał za to rodzinę), a wpływy ze skromnego majątku pozwalające na jego utrzymanie kształtowały się w granicach 40 tysięcy funtów, Hans Heinrich potrafił za jednym razem wydać 50 tysięcy funtów na biżuterię i inne rozrywki. Nic zatem dziwnego, że doprowadził posiadłość do finansowej ruiny i zmarł w biedzie.
Romuald Łuczyński uzmysłowił zebranym, że pojęcie biedy jest względne. Dla przyzwyczajonego do luksusów magnata był to pobyt w paryskim hotelu Ritz, gdzie zszedł był w roku 1938 pozostawiając majątek zadłużony po uszy. Prelegent podkreślił też, że – wbrew temu, co się mówi – zamku hitlerowcy nie zabrali, ale przejęli w poczet zadłużenia. Dodał też, że synowie Hansa Heinricha XV – Hans Heinrich XVI i Aleksander – walczyli przeciwko Hitlerowi. Pierwszy w armii brytyjskiej, a drugi – w wojsku polskim. W 1943 roku zamek miał stać się zresztą kwaterą Fuehrera. Wykuto nawet tajemnicze podziemia, ale wciąż nie wiadomo dokładnie, w jakim celu.
Historyk barwnie opowiadał o życiu codziennym w Książu, licznych i znamienitych gościach, którzy tam przebywali. Ożyła w jego słowach pałacowa atmosfera beztroski, hucznych zabaw i wielkich pieniędzy. O licznej służbie, pokojówkach i kamerdynerach i "pułku" kucharzy, którymi "dowodził" Francuz ze swoim czworonożnym ulubieńcem. Łuczyński mówił koligacjach rodzinnych von Hochbergów, które sprawiały, że w Fuerstensteinie bywali ludzie, którzy tworzyli historię, między innymi, Winston Churchill, a także liczni przedstawiciele arystokracji z całej Europy i świata. Zamkowe mury są wciąż świadkami tych obfitych w wydarzenia dziejów, a sam autor nosi się z zamiarem wydania książki o Książu.
Romuald Łuczyński (urodzony i wychowany w Wałbrzychu) dodał, że pamięta zamek z lat swojego dzieciństwa, kiedy to posiadłość była dostępna dla wszystkich. Dziś niestety – już nie jest. – Zamek to moja miłość niespełniona – powiedział historyk, który ubolewa, że nie mógł nigdy nawiązać kontaktu z odpowiedzialnymi za funkcjonowanie zabytku. A zmieniali się oni w ostatnim okresie dość często. W trakcie swoich badań autor dotarł do wielu ciekawych dzieł, choćby unikatowego portretu Konrada Ernsta Maximiliana oraz interesujących fotografii w oddziale jeleniogórskim Archiwum Państwowego. Nie wzbudziły one żadnego zainteresowania wśród zamkowej dyrekcji.