Działo się to w 1998 roku. Zabici młodzieńcy (średnia wieku 20 lat) byli drobnymi złodziejaszkami, głównie samochodów. Mieli mało wspólnego z trwającą wówczas wojną gangów, które walczyły między sobą o wpływy z przemytu, głównie spirytusu (również papierosów).
Feralnej nocy młodzi imprezowali we Lwówku Śl., w restauracji należącej do dwójki Włochów, poszukiwanych w swoim kraju za różne przestępstwa. Robili oni "interesy" ze Zbigniewem M. z Zawidowa, zwanym "Carringtonem". Był on szefem jednego z największych wówczas gangów przemytniczych. Jego bezpośrednim konkurentem był, mieszkający swego czasu w Lubaniu, Jacek B. ps. Lelek (choć jeszcze kilka lat wcześniej interesy robili razem, to tradycyjnie poróżnili się o duże pieniądze).
Strzelał z karabinu
Po wyjściu z lokalu młodzi zobaczyli samochód Marka J., który był ich dłużnikiem (przeliczając na obecne kwoty ok. 2000 zł). W aucie byli również Marek W. i Valerian K. Z późniejszych ustaleń śledczych wynika, że to Marek W. zrobił bombę, którą Valerian K. podłożył wcześniej Carringtonowi (zamach był nieudany). Młodzi sierrą gonili uciekającego escorta przez ok. 30 km. Uciekający myśleli natomiast, że gonią ich ludzie Carringtona w zemście za wcześniejszy zamach. Rzecz działa się w nocy, a dogodne miejsce na strzelaninę znaleziono dopiero na bocznej drodze między Leśną a Bożkowicami. Tam też escort zjechał na pobocze, Marek J. uciekł do lasu, a Valerian K. wyciągnął karabin. Kiedy nadjeżdżał biały ford sierra, zatrzymał auto serią z karabinu zabijając kierowcę na miejscu. Pozostałych czterech pasażerów ułożył na asfalcie obok auta i zabił strzelając po kolei w tył każdej głowy.
Proces poszlakowy
Śledztwo prowadziła jeleniogórska Prokuratura Okręgowa (z racji powagi sprawy). Sąd Okręgowy w Jeleniej Górze uznał, że to Valerian K. był mordercą i skazał go na dożywocie z możliwością wyjścia na wolność dopiero po 30 latach (termin ten minie w 2028 r.). Proces sądowy był poszlakowy, a Valerian K. (urodzony w Korei z rosyjskim obywatelstwem) nie mówił prawie nic po polsku i nie miał pieniędzy na dobrą obron-miał obrońcę z urzędu). Choć sam przez cały czas utrzymywał, że jest niewinny (chciał nawet, aby zbadano go na wykrywaczu kłamstw, ale sędzia się nie zgodził, to sąd skazał go głównie na podstawie czyichś utajnionych zeznań (prawdopodobnie Marka J.). Drugim dowodem miał być granat bez zawleczki znaleziony przy nim po kilku dniach (zawleczkę znaleziono na miejscu zbrodni). Trzeci z pasażerów Marek W. miesiąc później zginął w innym wybuchu bomby (w jego mieszkaniu prawdopodobnie podczas prac konstrukcyjnych), a wszystkie porachunki nazywane były wojną zgorzelecką lub zgorzelecko-lubańską (w Zgorzelcu jest granica państwa, a w Lubaniu mieszkał wówczas Lelek).