O wielkich polowaniach mówią legendy m.in. dotyczące początków Jeleniej Góry i Cieplic. Polowano przede wszystkim na grubego zwierza np. na niedźwiedzia, na mniejsze drapieżniki rysie, wilki, lisy, a także na zwierzynę płową jelenie i sarny, oraz różnego rodzaju ptactwo i dziki. Do polowań na lisy, zające i króliki wykorzystywano zapewne specjalnie wyszkolone psy. Polowania były nie tylko formą rozrywki, sportu i okazji do spotkań towarzyskich, ale także uzupełniały zaopatrzenie w mięso, szczególnie w okresach przedświątecznych lub innych okazji ucztowania. Z tego też powodu, także Schaffgotschowie przez następne stulecia utrzymywali sfory psów myśliwskich.
Wraz z rozwojem lokalnych miejscowości, wylesianiem, zwiększaniem terenów uprawnych i budowę różnych zakładów przemysłowych w XIX wieku tradycje myśliwskie na dużą skalę odchodziły do historii. Już wcześniej z terenów tych całkowicie zniknęły niedźwiedzie, rysie i wilki. Jeszcze hrabia Friedrich Gotard („stary Graf”), ostatni pan na majątku Schaffgotschów, utrzymujący dawne tradycje arystokratyczne, był zapalonym myśliwym. Starał się też by tradycję tą podtrzymywali jego synowie Gotard Johannes i Fryderyk (Fritz) . W pałacu w Cieplicach hrabia utrzymywał niewielką sforę psów gończych rasy Grand Griffen Vendéen.
Także kobiety z rodu Schaffgotschów miały swoich czworonożnych ulubieńców (pupili), które zamieszkiwały cieplicki pałac. Widać to, m.in. na portrecie małej Schagffgotschówny z 1760 roku oraz na portrecie Marii Teresy Jadwigi Schaffgotsch, córki hrabiego Karola Gotarda z XVIII wieku, na którym młoda hrabina trzyma za łapki małego pieska, „służącego” na stoliku.
Prawdopodobnie takich małych pupili w pałacu bywało wiele biorąc pod uwagę fakt, że kolejni hrabiowie mieli liczne potomstwo, Jan Antonn miał jedenaścioro dzieci, Leopold Gotard trzynaścioro a Fryderyk Gotard sześcioro dzieci. Córki tego ostatniego: Maria, Gabriela i Zofia miały własne pieski. Maria Jadwiga Zofia (Mia), będąc już dorosłą kobietą, w czasie wojny pomagała ojcu w prowadzeniu majątku rodzinnego (mężczyźni byli na wojnie). Codziennie rano trzydziestolatka wsiadała na rower i jechała do Sobieszowa do Urzędu Kameralnego, a za nią biegły jej cztery kochane psy. Największy nazywał się Taps, a trzy małe nosiły imiona Hela, Mersi i Lulu.
Pupile córek Schaffgotscha wyjechały wraz z całą ich rodziną do Niemiec, w lutym 1945 roku. Co ciekawe - po wielu latach hrabina Zofia Jadwiga Anna von Aretin z d. Schaffgotsch, w swoim domu w Dolnej Bawarii miała psa, którego nazwała Taps, na pamiątkę pupila z pałacu w Cieplicach.