Józef Gielniak, N. B. O. G. z B. Sanatorium VII ( dediee a Wojciech Siemion), 1964, linoryt, 29,6x33,6 cm, MJG AH 3707 - kompozycja pozioma przedstawiająca budynek sanatorium w Bukowcu, miejsce, w którym artysta spędził niemal 20 lat życia. Widok na Sanatorium, czy raczej na główną fasadę budynku rozciąga się na całej szerokości grafiki. Fasada skład się z dwóch odcinków ścian opadających lekko w dół ku wyeksponowanemu wejściu pośrodku. Obraz buduje niezliczona ilość detali nakreślonych kreską w sposób misterny, koronkowy, niezwykły. W całości dominują wertykalne elementy, przypominające sterczące igły, strzykawki, przedmioty towarzyszące artyście każdego dnia, czy też gałęzie, drzewka, liście, oglądane podczas spacerów po parku. W górnej partii pusta przestrzeń, którą Gielniak zamierzał wypełnić, ale stało się inaczej.
Grafika ta miała być pożegnalną pracą adresowaną do Wojciecha Siemiona, przyjaciela artysty. Pierwotnie tytuł pracy brzmiał O.G. Z. B. , co znaczyło: Odlot Gielników z Bukowca.
Powstanie tej pracy łączy się z planami przeniesienia Józefa Gielniaka do Otwocka, do tamtejszego sanatorium. Ze względu na stan zdrowia lekarze któregoś razu stwierdzili, że Gielniakowi dobrze by zrobiła zmiana klimatu. Chodziło o nieco łagodniejszy klimat, gdzieś na nizinach. Wybór padł na Otwock. Na pustej powierzchni w górnej partii grafiki, zamierzał zilustrować swój odlot wraz z żoną i synem na dywanie. Ponieważ do tego nie doszło pozostało puste miejsce. Gielniak w liście do przyjaciela pisał: „…To będzie linoryt dla Ciebie, sanatorium takie, jakie znasz, najeżone strzykawkami, nożami, nożyczkami, ale zobaczysz nad nim rozgwieżdżone niebo, a w rogu, na latającym dywanie, będę siedział ja z Grażynką i Józkiem.”
Los sprawił, że na pracy pozostało tyle wolnej przestrzeni, co jest raczej niespotykane w twórczości Gielniaka. Powierzchnia jego linorytów nie pozostawała pusta, niezagospodarowana. Każdy kawałeczek jego płyty był w sposób przemyślany wykorzystany.
Nad jednym linorytem Gielniak pracował często kilka miesięcy, nawet cały rok, podobnie było z tą pracą. Sztuka Gielniaka jest związana z jego życiem osobistym, artysta był pod ogromnym wpływem sanatorium, co widać także na tej grafice. Obrazy, które przedstawiał brał ze swojego otoczenia – sanatorium, pejzaże, przedmioty – nawet wszechobecne w jego życiu igły i strzykawki. Wszystko co go otaczało, co badał, przyglądał się, mieściło się na niewielkiej przestrzeni życiowej, która otaczała artystę. Później wszystko to umieszczał na kolejnej pracy.
Artysta wyraża ekspresję za pomocą niezwykle delikatnej linii i zaznaczania punktów. Stosując tak proste rozwiązania tworzy obraz w którym każda kreska, drobny punkt korespondują ze sobą i tworzą logiczną całość.
Niektórzy krytycy zarzucali, że ta praca jest zbyt przeładowana, artysta natomiast miał takie zamierzenie. W tej pracy, która miała być ostatnią związaną z Bukowcem, miejscem gdzie spędził tyle lat, tak wiele przeżył, Gielniak chciał unaocznić moc swoich wewnętrznych przeżyć.
Twórczość Józefa Gielniaka była ściśle związana z Kowarami, gdzie mieszkał, w sanatorium Bukowiec, od przyjazdu na leczenie w 1953 r. aż do śmierci.