Co prawda autor zatytułował swoją wystawę „Moje bazgroły”, ale na pewno jego prac nie można zaliczyć do takowych. Jego wprawna ręka tworzy małe dzieła sztuki. Przedstawione na grafikach budowle sprawiają wrażenie jakbyśmy stali przed nimi. Aby to poczuć, trzeba nie tylko popatrzeć na nie, ale także posłuchać autora, który opowie o tym co go natchnęło by je narysować.
Jan Szaran pokochał drewniane budownictwo Beskidów dawno temu, bo w połowie lat siedemdziesiątych XX wieku. Najpierw wyjeżdżał na wspólne wędrówki, później na samotne wypady. Dzięki temu miał więcej czasu na utrwalanie kolejnych obiektów. Rysunków przybywało tak szybko, że mógł zorganizować pierwszą wystawę. Nie muszę dodawać jak bardzo się ona spodobała współtowarzyszom wycieczek.
Niestety życie to nie bajka. Przede wszystkim trzeba wykonywać obowiązki związane z pracą. Ponieważ Jan Szaran z wykształcenia jest geodetą, został uczestnikiem Polskiej Wyprawy Naukowej w Andy 1978 roku. Jako uczestnik Polskiej Misji Archeologicznej w Peru wykonywał pomiary nieznanych geoglifów na Płaskowyżu Nazca. Pracował także w Libii, Zjednoczonych Emiratach Arabskich i Kuwejcie. Wszystkie te wyjazdy spowodowały, że przez wiele lat nie mógł cieszyć się pięknem krajobrazu naszych gór. Jednak teraz powrócił do swojej młodzieńczej miłości i znowu podąża górskimi ścieżkami w poszukiwaniu ciekawych obiektów drewnianej architektury. Znowu rysuje je tak jak dawniej i znowu organizuje wystawy tak by podzielić się uchwyconym pięknem z innymi.
Twórczość Jana Szarana najczęściej jest podziwiana przez innych wędrujących po górach. Ujrzenie rysunku przedstawiającego starą cerkiew czy kościółek przywołuje wspomnienia.
I właśnie to jest tak cenne, że na każdą kolejną wystawę przybywa tak wielu widzów. A jak wypowiadają się o autorze znajomi najlepiej pokażą słowa ułożone przez Ewę Olbrycht.
Do Jaśka Szarana
Hej Janicku, Janicku - zdolny Rysowniczku
kwolom Ciebie i Twe dzieła jodły na wirsycku
i niejeden semze strumyk po beskidzkich scieskach:
„Piknie snuje swe „Bazgroły” Jasiek – nas Kolezka”
Ty rychtujes ołóweczkiem kazdom świętom stseche
Panu Bogu – na gloryje, ludziom – na ucieche.
Ze po górach śmigas ino w sandałeckach –
Tego Ci zazdrości niejedna dziewecka.
A kie która na grań wyńdzie jak na pokaz mody
- poniesies ją na swych barkach na drugi bzeg wody.
Innom weźmies za łapine, sprowadzis ze ślaku,
Potem jesce podziękujes – nadobny Chłopaku
Za te długie spólne lata – syćkie Cie kochomy.
Ostań z nami po kraj świata – piknie Cie pytomy.
Po takich słowach mi pozostaje tylko powiedzieć: nic dodać, nic ująć.