Wśród ostrzelanych, gdzie każdy został ranny, najbardziej ucierpiał Sebastian K. ps. Ryży - dobry kumpel osławionego Jacka B. ps. Lelek. Kula przebiła mu płuco, lecz przeżył. Sprawcy podjechali ciemnym golfem na zgorzeleckich numerach rejestracyjnych. Szybko odjechali i policji nie udało się wówczas trafić na ich trop. Dopiero po kilku latach, przy okazji innego dochodzenia, o dokonanie zamachu oskarżono 5 osób. Wszyscy trafili za kratki na 5 do 15 lat. Wśród nich było dwóch zleceniodawców (np. zgorzelecki boss Zbigniew M. zwany Carringtonem nie został oskarżony gdyż po wypadku rowerowym jest upośledzony i sądownie ubezwłasnowolniony) oraz dwóch pośredników, którzy "załatwili do roboty" Paszę.
50 tysięcy za życie
W trakcie procesu okazało się, że faktycznym wykonawcą zamachu był płatny zabójca - wspomniany Pasza. Za morderstwo miał prawdopodobnie dostać 20 tys. ówczesnych marek (dziś ok. 50 tys. zł) od Carringtona i dwóch jego kumpli. Na Paszę z kolei wyrok wydał i "opłacił" Lelek., choć to Pasza właśnie był głównym wykonawcą zamachu na Grodzkiej. Nie doczekał procesu sądowego, gdyż zginął po roku z rąk innego płatnego zabójcy. Samego Lelka już wcześniej próbowano zabić, lecz bezskutecznie.
Król przemytników
Z kolei z powodu wspomnianego ubezwłasnowolnienia Carrington uniknął sądu, a jeszcze 10 lat wcześniej nazywany był "Królem przemytu". Miał kilkudziesięciu ludzi gotowych zrobić dla niego wszystko. Opanował zachodnią granicę - to było jego terytorium przynoszące milionowe zyski (rzekomo za pozwoleniem mafii pruszkowskiej). Prokuratura ustaliła, że zorganizował co najmniej 80 transportów spirytusu, który przemycał z Francji i Włoch do Polski (nielegalnie wjechały do naszego kraju dwa miliony litrów). Na każdym transporcie jego grupa zarabiała kilkaset tysięcy złotych (Urząd Kontroli Skarbowej wyliczył straty Skarbu Państwa na 155 mln ówczesnych zł).