Opitz był żonaty z Rosą (Różą) pochodzącą z pogranicza polsko-niemieckiego, więc znała język polski, ale nie stosowała go w praktyce. Opitzowie mieszkali w willi przy ul. Dworcowej, którą tuż przed wojną zbudował Alfred. Pani Róża była gospodynią domowaą przesadnie dbająca o czystość. Dodatkowo zajmowała się wytwórczością wódek i nalewek. Jej specyfikiem był EchterLebiodamagenbitter, który przypadł do gustu hrabinie Zofii cierpiącej na problemy trawienne. W skład nalewki wchodziły: piołun, ziele drapacza, mięta pieprzowa, korzeń gencjany, melisa, korzeń kruszyny i wysuszona i pocięta w kostkę skórka pomarańczy. Przygotowane składniki, w odpowiednich proporcjach, należało wymieszać, a następnie zalać wódką czystą lub spirytusem, trzymać w ciemnym miejscu i przez trzy tygodnie codziennie wstrząsać. Największą moc nalewka miała przez kolejne trzy lata.
Opitzowie mieli trzech synów, kolejno: Gotarda, Ericha i Günthera. Tak się złożyło, że w 1939 roku wszyscy byli już w wieku poborowym, więc trafili do wojska w czasie mobilizacji. W czasie wojny do niemieckiej armii powołano wielu pracowników zatrudnionych w dobrach Schaffgotschów, więc brakowało rąk do pracy. Dlatego na ich miejsce zatrudniano wielu pracowników przymusowych, przede wszystkim z Polski, jak i jeńców wojennych.
W ten sposób do Cieplic (wówczas Warmbrunn) w 1942 roku trafia małżeństwo Pawelskich, do których niebawem dołączyła ich mała córka Zofia, stając się, z uwagi na blond włosy i żywiołowe usposobienie, obiektem zainteresowania mieszkańców Cieplic, w tym córek hrabiego Schaffgotscha i rodziny Opitzów.
Państwo Pawelscy znaleźli zatrudnienie w ogrodnictwie, którym kierował Alfred Opitz. On to, być może z uwagi na pochodzenie swojej żony bardzo sprzyjał pracującym tu Polakom. Był dla wszystkich życzliwy, opiekuńczy i jak mógł to starał się pomóc. Wystawiał lewe przepustki (bez uzgodnienia z władzami wojskowymi) ryzykując stanowiskiem i więzieniem. Zaprzyjaźnił się z Kazimierzem Pawelskim, na którego mógł zawsze liczyć w pracy. Opitz często ich odwiedzał i przynosił warzywa i owoce, nawet zimą z cieplarni Schaffgotschów, gdzie dojrzewały winogrona i ogórki. Prosił tylko o dyskrecję i nie afiszowanie się tymi prezentami Pamiętał też o urodzinach państwa Pawelskich i zawsze miał dla nich jakiś prezent.
Kiedy w 1944 roku upadło Powstanie Warszawskie, na roboty do Niemiec skierowano tysiące warszawiaków. Pod skrzydła Opitza trafiły cztery dziewczyny: Barbara Makowska, Maria Piotrowska, Helena Ukleja i Wanda Szpakowska. Gdy dojechały do Cieplic były brudne i głodne. Widząc to Alfred Opitz oddał im swoje świadczenie, a później zaopiekował się nimi.
Jego synowie w tym czasie byli na froncie. Najstarszy Gotard walczył prawdopodobnie w Afrikacorps, bo trafił do niewoli angielskiej i dopiero po wojnie wrócił z Egiptu. Najmłodszy Günther miał mniej szczęścia, bo walczył na froncie wschodnim i trafił do niewoli sowieckiej, z której wrócił po wielu latach. Średni Erich został ranny i wrócił do Cieplic, gdzie zastał go koniec wojny.
Kiedy do Cieplic zbliżał się front, a z nim wojska sowieckie, w lutym 1945 roku z Cieplic wyjechali Schaffgotschowie, pozostawiając wszystko pod opieką Alfreda Opitza, któremu pomagał Kazimierz Pawelski. Dla własnej ochrony Rosa Opitz wyjechała z Cieplic do rodziny w Zachełmiu. Natomiast w domu Opitza przez pewien czas mieszkał Kazimierz Pawelski, a w domu Pawelskich umieszczono te cztery dziewczyny z Powstania pod opieką starszego już Stefana Leszowskiego.
W 1945 roku Alfred Opitz pomagał Kazimierzowi Pawelskiemu w zabezpieczaniu polskich muzealiów i obiektów zabytkowych zmagazynowanych przez Niemców w salach pałacu Schaffgotschów.
Po zakończeniu działań wojennych Alfred Opitz nadal pracował, ale już w polskim ogrodnictwie. Nie trwało to długo, bo jak wszyscy Niemcy, Opitzowie musieli opuścić Dolny Śląsk. Pozostawili dom rodzinny i zabrali tylko to co można było zabrać. Wyjechali transportem nr 26, 15 września 1947 roku w wagonie nr 48 wraz z trzydziestoma innymi osobami. Alfred, Rosa i ich syn Erich trafili do Marbach koło Ludwigsburga w Westfalii. Tam później dołączyli ich dwaj pozostali synowie.
Po zapadnięciu tzw. „żelaznej kurtyny” nie było z nimi kontaktu. Dopiero w 1969 roku państwo Pawelscy przez znajomych odnaleźli Opitzów w Niemczech. Alfred Opitz powiedział później, że był to jego najszczęśliwszy dzień, bowiem żona kończyła 80 lat (1 marca) i tego właśnie dnia przyszedł list z Cieplic.
Pod koniec życia Alfred Opitz trafił do domu starców, gdzie zmarł w 1972 roku w wieku 86 lat. Pani Zofia Zator („mała Zosia”) z d. Pawelska była gościem w domu Opitzów, którzy ciepło wspominali małą blond Polkę, kochaną przez wszystkich. Dzisiaj, po dziesiątkach lat, ona tak wspomina okres wojenny w Cieplicach: „Myśmy wszyscy mogli żyć po polsku dzięki Opitzowi”.