Upadek tych państw był różnie odbierany. Upadek Cesarstwa Niemieckiego, a później III Rzeszy był tragedią dla Niemców i radością dla wielu zniewolonych narodów europejskich. Identycznie było z Imperium Rosyjskim i ZSRR. Wg. W. Putina największą tragedią (w dziejach), nie tylko dla Rosjan, był upadek ZSRR.
Patrząc na całą historię Europy, w ciągu tych ostatnich setek lat, największym nieszczęściem dla kontynentu był upadek i rozbiory Rzeczypospolitej, kraju który jeszcze w XVIII wieku odgrywał ogromną rolę w Środkowej i Wschodniej Europie. Utrzymywał pewną równowagę sił między ścierającymi się kulturą zachodnią i wschodnią. Kiedy zabrakło Rzeczypospolitej bezpośrednio walczyły ze sobą lub dogadywały się dwa imperialne narody - Niemcy i Rosjanie, co doprowadziło do światowych tragedii, czego największymi były pierwsza i druga wojna światowa.
Gdyby nie było rozbiorów i Rzeczpospolita przetrwałaby do dzisiaj, sytuacja Europy przedstawiałaby się prawdopodobnie zupełnie inaczej. Między Federacją Rosyjską liczącą 144 mln ludzi, a strefą niemiecką (Niemcy i Austria) liczącą 92 mln mieszkańców, funkcjonowałaby Rzeczpospolita, która mogłaby liczyć prawie 98 mln obywateli. Z takim państwem i Niemcy, i Rosja musiałyby się liczyć. Jest to oczywiście gdybanie trochę w stylu co by było?
Patrząc jednak na to, co się stało 24 lutego, to warto sobie pomyśleć, że Rosja spadkobierczyni Sowieckiego Sojuza, Wielkiej Rasi-i i Wielkiego Księstwa Moskiewskiego nigdy nie odważyłaby się podnieść ręki na Rzeczpospolitą, w której mieszkaliby: Rusini, Ukraińcy i Kozacy, a także Litwini, Białorusini i Polacy.
Mentalność prymitywnych Moskali nie narodziła się teraz, ona ma korzenie wieki temu. Antonio Possevino (1533-1611), jezuita, wysłannik papieża Grzegorza XIII w misji pogodzenia Rzeczpospolitej z Moskwą w II poł. XVI wieku tak pisał o Moskwicinach (Moskalach, Rosjanach):
„Moskwicini są mieszanką Scytów i Tatarów (…) Od dzieciństwa przyzwyczajeni do takiego życia przybrali jakby drugą naturę- wychwalającą najbardziej swojego księcia i głoszą, że mogą żyć i czuć dobrze tylko wtedy, gdy żyje i dobrze się czuje władca. Chociażby nawet widzieli coś u innych nie uznają tego za wartościowe. Jednakże niektórzy bystrzej myślący, gdy nie ma nikogo, czyjego donosu baliby się i mają okazję zwiedzać obce kraje, bez trudu dostrzegają bogactwo i siłę innych narodów (…). Wszyscy Moskwicini oddają władzy taką cześć jakiej nie można sobie wyobrazić. Często dają głośny wyraz – nawet jeśli w to nie wierzą – temu, że od niego mają życie, zdrowie i wszystkie dobra doczesne, że wszystko zawdzięczają łaskawości wielkiego cara, czy to imperatora. Nawet torturowani i bliscy śmierci czasem wyznają, że wyświadczono im dobrodziejstwo. Można by sądzić, że naród ten raczej zrodzony jest do niewoli”.
A ich „batiuszka” to zawsze karykaturalna zazwyczaj postać (Ivan IV Groźny, Piotr I, Lenin, Stalin, Breżniew) o zaburzeniach psychicznych i wielkich kompleksach. Obecny car Rosji, kiedy pojawia się na Kremlu, kroczy szerokimi korytarzami do wielkich złotych drzwi, które otwierają mu rośli gwardziści. I nagle pojawia się Liliput-in, rodem z „Podróży Guliwera” Jonathana Swifta.